niedziela, 31 lipca 2011

Dla tyci malucha imbirowo-cynamonowe "ciasteczka" biszkoptowe oraz ... Dzieciątko lwiątko

Astrologiczna lwica się przebudziła, następnie przeciągnęła i przeciągając się zieeeeeewnęęęęłaaaa ... (Jeśli poczułeś czytelniku w tym właśnie momencie przemożną i nie do opanowania chęć ziewania to ziewnij sobie teraz bez żadnego skrępowania, na zupełnym luzie i bez zasłaniania paszczy, my i tak cię nie widzimy ... , poza tym wierzymy, że skoro w tej chwili ziewasz toś empatyczny, więc prawdopodobnie także sympatyczny. Poniższe wykropkowanie jest twoim czasem na ziewanie
 ...................................................................... Już? ... Zatem wracam szybciorem do tematu, żeby ci, którzy z jakichś przyczyn nie ziewali zbytnio się nie podirytowali).
Ziewnęło dzieciątko lwiątko tak szeroko, że rodzicielskie oko spostrzegło w paszczy swej córki cztery czwórki.
Teraz czekamy na kiełki Elki, które ułatwią jej chwytanie i przytrzymywanie żarełka, póki co pamiątki po drapieżnym stylu życia naszych przodków ciągle czają się pod dziąsłami.

Tak więc czekamy i pieczeniem czas sobie umilamy.

Imbirowo-cynamonowe "ciasteczka" biszkoptowe 
(U nas na chwilę przed 12 miesiącem)

("Ciasteczka" są w cudzysłowie, ponieważ nie mają w sobie grama cukru, pomimo to są aromatyczne dzięki cynamonowi i imbirowi. "Ciasteczka" cudnie komponują się z musem owocowym.)

1 jajko
2 płaskie łyżki mąki
1/4 płaskiej łyżeczki cynamonu
1/4 płaskiej łyżeczki imbiru

Przygotowanie

Białko oddzielamy od żółtka.

Białko ubijamy mikserem na sztywną pianę, następnie do białka dodajemy żółtko, ubijamy jeszcze chwilę, dodajemy mąkę, przyprawy i ubijamy wszystko na najmniejszych obrotach.

Na wyłożonej papierem blaszce wykładamy łyżką porcje ciasta zachowując odstępy.

"Ciasteczka" pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni.

("Ciasteczka" podajemy najmniejszym maluchom na następny dzień.)









piątek, 29 lipca 2011

Jabłecznik z migdałami od Mamyeli mamy oraz ... Kilka słów o jabłoni, jabłku i o pewnym spadku.

Pewnego dnia w mateczce jak na jabłoneczce zakwitło nowe życie - pojawił się kwiatuszek maluszek. Z czasem przemienił się w nóżki, rączki, brzuszek oraz uszka (z postaci kwiatuszka przeszedł do jabłuszka) i nadszedł dzień, w którym różowy owoc (co drugi egzemplarz z ogonkiem ;)) został pierwszy raz posmyrany słonkiem już nie przez osłonkę. Mama słyszy od tamtej chwili jak się jabłko śmieje i jak kwili...
Moje małe, jeszcze niedojrzałe, nie rozstaje się na dłużej z moimi rękami jak jabłka z gałązkami. Przyjdzie dzień, że Eluś jednak dojrzeje, że świat wiatr ją zwieje i ... jak wtedy daleko spadnie jabłko od jabłoni? Taka myśl za mną czasem goni. (Niektórzy twierdzą, że z Mamyeli jest całkiem znośna babeczka, więc może z jej jabłka wyrośnie podobna jabłoneczka hmmm...)



Było sentymentalnie, teraz będzie kulinarnie

To co schrupiemy? Jabłuszko?

Jabłecznik z migdałami od Mamyeli mamy


Składniki na spód

3 szklanki mąki
1 kostka miękkiego masła
2 łyżki śmietany
1/2 szklanki  cukru
2 łyżeczki proszku do pieczenia
opakowanie cukru waniliowego
4 żółtka (białek nie wyrzucamy)
szczypta soli

Przygotowanie spodu

Z podanych składników zagniatamy ciasto (Zbytnio się nad nim nie rozczulam ... ciasto po zagnieceniu powinno łatwo odchodzić od dłoni, jeśli jakimś cudem tak się nie dzieje dodajemy  odrobinę mąki i zagniatamy aż do skutku).

Ciasto, na czas przygotowywania masy jabłkowej, wkładamy do lodówki. (Proponuję zrobić podwójną porcję ciasta i połowę zamrozić ... potem, gdy będziemy w nagłej potrzebie ciasto rozmrażamy i może posłużyć nam jako spód np. pod sernik lub inne ciacho owocowe ... białka też można zamrozić.)

Składniki na masę

1 kg startych na dużych oczkach jabłek (u nas były papierówki)
4 łyżki posiekanych drobno migdałów
2 łyżki bułki tartej
2 łyżki cukry
1 łyżka cynamonu

Przygotowanie

Jabłka mieszamy z pozostałymi składnikami.

Białka ubijamy z odrobiną cukru.

Blaszkę wykładamy papierem do pieczenia, następnie wykładamy prawie całe ciasto (odrywamy kawałek na "kruszonkę").

Na tak przygotowany spód wykładamy masę jabłkową, następnie ubitą pianę z białek i kawałki reszty ciasta.

Jabłecznik wstawiamy do rozgrzanego piekarnika i pieczemy około 50 minut w 180 stopniach.






   

środa, 27 lipca 2011

Obiad dla dziecinki a także dla rodzinki dziecinki, czyli łosoś szumi w muszelkach, groszku, cytrynie i mięcie oraz ... Fruwające rodzynki na prostej i na zakręcie

Zapakowaliśmy się stadkiem do samochodu i ruszyliśmy w drogę. Przez 15 minut jazdy było słychać tylko przyjemny warkot silnika (jeszcze 11 miesięcy temu nie wiedziałam, że dźwięk silnika uznam w przyszłości za całkiem miły dla ucha i ducha). Czas jednak ma to do siebie, że płynie, upłynął też i tym razem (cholerka) ...  i oto Elka postanowiła zaprezentować nam arię, którą właśnie skomponowała (to dlatego do tej pory tak cichuteńko siedziała). Dziecina "zaśpiewała" (ała) sopranem najwyższym - koloraturowym (czyt. torturowym). Bardzo mi zależało, żebyśmy dotarli do celu cało (bowiem realne wokalne zagrożenie zaistniało, że wysokie dźwięki zagłuszą myśli kierowcy). Wyciągnęłam z torby tajną broń (ulubioną przekąskę naszej dziecinki, czyli rodzynki) i wymierzyłam ją w kierunku Karmeneli. Rodzynki miały przytkać i wygłuszyć aparat wokalny Eleczki piszczałeczki. Tak się niestety nie stało, zamiast tego dziecię nas rodzynkami ostrzelało (nie przerywając sobie oczywiście wokalnego improwizowania). Rodzynki fruwały wszędzie przy Elki akompaniamencie - na prostej i na zakręcie (oberwało się też kierowcy - na szczęście siła uderzenia była tak niewielka, że nie wpłynęła na jego zdolności motoryczne). Dalszą drogę (a raczej samochodową podłogę) mieliśmy usłaną rodzynkami i w sumie było naprawdę całkiem miło :). Tjaaa ;)

To co dzisiaj gotujemy? Coś bez rodzynek ;)

Łosoś w muszelkach, groszku, cytrynie i mięcie
(U nas po jedenastym miesiącu)

(Składniki na 4 duże porcje i 1 mniejszą)

1 opakowanie makaronu (małych muszelek)
150 g żółtego sera
2 łyżki śmietany
1 opakowanie mrożonego groszku
sok z jednej cytryny
2 łyżki posiekanej drobniutko mięty
sól do smaku
1 płat łososia

Przygotowanie

Łososia myjemy i pęsetą usuwamy ości (są one dosyć grube i zazwyczaj tylko po jednej stronie).

Tak przygotowany płat oprószamy solą, zawijamy w folię aluminiową i pieczemy około 25 minut w piekarniku nagrzanym do 200 stopni. (Jeśli nie będzie z nami jadło niemowlę możemy usmażyć łososia na  patelni, krojąc go wcześniej w niewielką kostkę.) 

Gdy łosoś będzie już upieczony gotujemy makaron według instrukcji na opakowaniu.

Ścieramy na najmniejszych oczkach żółty ser. 

W niewielkiej ilości wody lub na parze gotujemy również groszek (groszek nie może być z puszki), tak by był gotowy przed końcem gotowania makaronu. (Mrożony groszek potrzebuje ok. 15 minut.)

Ugotowany makaron odcedzamy. Do gorącego makarony dodajemy sok z cytryny, śmietanę i dokładnie mieszamy (odkładamy porcję dla niemowlaka - możemy odłożyć jeszcze przed dodaniem śmietany i cytryny). Następnie dodajemy starty żółty ser (może być parmezan) i dokładnie mieszamy.

Na końcu dodajemy pokrojonego na małe kawałki łososia i groszek. Całość delikatnie mieszamy. (Nie zapominamy odłożyć łososia i groszek dla malucha).

Danie posypujemy posiekaną miętą i oprószamy solą.

Życzymy wszystkim smacznego!

A teraz orgia fotek ... trochę się ich napstrykało, niech idą w świat!  



Talerz Eli :)




najmłodsza siostra Czipa i Dejla :D



  


niedziela, 24 lipca 2011

Placek ze śliwkami i pszennymi zarodkami oraz ... Mamyeli przemyślenia na temat tulenia

Osiołek ze Shreka prosił: "niech mnie ktoś przytuli", ... ale niestety nie było przy nim jego matuli - gdyby była, z pewnością by osła przytuliła, ponieważ matula ... przytula. Przytula matula spryciula nawet wtedy, gdy jej dwie ręce są mocno zaangażowane w sprzątanie i gotowanie (właśnie musiałam przerwać pisanie, bo Eli coś przerwało śnienie - pomogło przytulenie :)). Przytula matula, bo instynktownie czuje, że jej dziecina tego potrzebuje (tulenie jest równie ważne jak sen i jedzenie) ... i chociaż bywają dni, że matuli zmęczenie rzuca cień na tulenie, to całe zachmurzenie znika, gdy w jej objęciu lepiej się robi dziecięciu.

Po przytuleniu czas pomyśleć o jedzeniu ... zatem wszystkich (tych starszych od prawie rocznej Elci) zapraszamy na placek ze śliwkami.

Placek ze śliwkami i pszennymi zarodkami
(przepis pochodzi z opakowania zarodków pszennych firmy Sante)

(Zarodek jest częścią ziarna, z której wyrastają kiełki. Zawiera najcenniejsze składniki ziarna. Zarodki są bogate w witaminy z grupy B, witaminę E, minerały: magnez, żelazo, cynk, fosfor. Wg opracowania Instytutu Żywności i Żywienia "Produkty spożywcze - skład wartość odżywcza" zarodki posiadają ok. 75 razy więcej witaminy E i ok. 10 - ciokrotnie więcej takich minerałów jak fosfor, magnez, cynk niż np. chleb i bułki pszenne. Są też źródłem nienasyconych kwasów tłuszczowych.)

4 jajka
1 szklanka cukru
1 szklanka mąki 
1 szklanka zarodków pszennych
1 czubata łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 kg śliwek
3 łyżki wrzątku (ich nie było w przepisie, ale dzięki nim ciasto ładnie wyrasta).

Przygotowanie

Oddzielamy białka od żółtek. W pojemnym naczyniu ubijamy białka ze szczyptą soli na sztywną pianę.

 Pod koniec ubijania dodajemy stopniowo cukier na przemian z żółtkami i 3 łyżki wrzątku - ubijamy tak długo aż kolor ciasta będzie jasnokremowy.

Mąkę mieszamy z proszkiem do pieczenia, dodajemy do ciasta i bardzo dokładnie mieszamy.

Następnie dodajemy zarodki i również dokładnie mieszamy (najlepiej mikserem na wolnych obrotach).

Na blachę wyłożoną papierem do pieczenia przekładamy wyrobioną masę, na wyrównanej powierzchni układamy połówki śliwek.

Pieczemy ok. 35-40 minut w piekarniku rozgrzanym do 190 stopni.

Smacznego!







piątek, 22 lipca 2011

Na talerzu mini brzucha fasolka szparagowa i ... bułka tarta przez słonecznik wyparta oraz ... Przyczepione, uwieszone, wysypane i zasmarkane

Przyczepiło się coś wysypane do Mamyeli i uwieszone się tuli (a ma się do czego przytulić, oj ma, bo Mamaeli ma takie miękkie dwa ... w sam raz do tulenia ;)). Przyczepione, kropkami upstrzone, nie jest jednak leciuteńkie, bo waży prawie 10 kg i trochę z racji swojej wagi Mamieeli zaczyna po kilkunastu minutach ciążyć. Co zrobić - odczepić? Odczepionemu automatycznie uruchamia się alarm i tylko ponownie uniesione i utulone łaskawie alarm wyłącza.
Z racji rozpaczliwej sytuacji za oknem, sytuacja po jego wewnętrznej stronie jest już prawie porównywalna z tą, która jest po jego stronie zewnętrznej (zakręciłam? hmmm ... dasz radę czytelniku, bywało gorzej;)). Chodzi zatem Mamaeli po swoich własnych, trochę ciasnych, pięćdziesięciu sześciu metrach kwadratowych (gdyby nie lało, to gdzieś dalej by się pomaszerowało) z przyczepionym do niej dziecięciem, wysypanym niewiadomego pochodzenia wysypką pipką (wiem, wiem, że kto się przezywa sam się tak nazywa), które oprócz tego, że na Mamieeli uwieszone, to jeszcze zakatarzone maluje nosem esy floresy na jej koszulkach. Tak pięknie Mamaeli ozdobiona próbuje z całych sił nie być wnerwiona na całą sytuację, na którą składają się:
pogoda do dupy,
wybijające się naraz (jakby cholerka nie mogły po kolei - przecież dla wszystkich starczy dziąsła) czwórki i trójki,
katar
oraz wysypka.

Dosyć biadolenia czas zrobić dziecięciu coś do zjedzenia! :)

Fasolka szparagowa z uprażonym i zmielonym słonecznikiem
(U nas po 9 miesiącu)

(Składniki na porcję dla malucha, który samodzielnie jada i któremu trochę fasolki spada)

Dwie garście  fasolki szparagowej,
3 łyżki słonecznika,
2 łyżeczki masła,
szczypta soli (opcjonalnie)

Przygotowanie

Fasolkę gotujemy na parze lub w niewielkiej ilości wody do miękkości.

Opłukujemy słonecznik, prażymy go na patelni aż zacznie lekko brązowieć i uprażony mielimy w młynku do kawy.

Do ugotowanej i gorącej fasolki dodajemy masło i zmielony słonecznik. Wszystko delikatnie mieszamy.

Podajemy samodzielnie lub jako dodatek do obiadku.

Smacznego!

(Mamieeli taka wersja fasolki bardzo smakowała!)






wtorek, 19 lipca 2011

Stroganow z kurczaka i pora według Jamiego Olivera oraz ... Mamaeli nie przegina twierdząc, że na psy zeszła jej dziecina

Wyszczekane się dziecię zrobiło, że aż miło. Tak, tak ... dziecina poszczekuje a rodzic się paradoksalnie raduje i to jak wielce! ... I z radością rodzic odszczekuje Elce, na dodatek rodzic czeka aż dziecię zaszczeka ... Krótko mówiąc - całe nasze stado zeszło na psy (pierwsza na psy zeszła młodociana Ela). Nie, nie, nie - nie zeszło stado na (bogu ducha winne) psy z powodu pyskowania, tylko z powodu zamiłowania Eli do naśladowania szczekania. Teraz już wiecie, że w karmElowym domu psy są na tapecie - niezły gust mamy cooo ;) ? Kulinarny też mamy całkiem, całkiem ;) - dowód na to jest w naszych miseczkach ... ups ... talerzach ;).

Stroganow z kurczaka i pora według Jamiego Olivera

Składniki na 2 porcje (szczeniaczek musi obejść się smakiem)

sól morska i świeżo zmielony czarny pieprz
150 g ryżu długoziarnistego zwykłego lub basmati
1 duży por
duża garść pieczarek
2 filety z kurczaka
oliwa
kawałek masła
kieliszek białego wina
pęczek natki pietruszki
285 ml chudej śmietany
1 cytryna

Przygotowanie

Gotujemy ryż według instrukcji na opakowaniu.

Odcinamy końcówki pora po obu stronach, przekrawamy go wzdłuż na cztery części, następnie kroimy drobno w poprzek.

Grzyby kroimy w plasterki.

Mięso kroimy na kawałki wielkości małego palca.

Na sporej wielkości patelni wlewamy sporo oliwy (my wlaliśmy 5 łyżek) i wrzucamy kawałek masła (my daliśmy 1 łyżkę).

Następnie na patelnię wrzucamy pora, wlewamy wino, małą szklankę wody (my wlaliśmy pół normalnej szklanki) oraz sporą (naprawdę sporą) szczyptę soli i pieprzu. Dusimy wszystko 5 minut, luźno przykryte folią.

W tym czasie siekamy drobno pietruszkę wraz z łodyżkami.

Ściągamy folię z patelni i dodajemy pokrojone mięso, większą część posiekanej pietruszki (resztą pietruszki dekorujemy potrawę), śmietanę i grzyby. Całość mieszamy, doprowadzamy do wrzenia, zmniejszamy nieco ogień i dusimy 10 minut.

Tuż przed podaniem posiłku przekrawamy cytrynę i z połówki wyciskamy sok do sosu. Doprawiamy do smaku.

Życzymy smacznego!




niedziela, 17 lipca 2011

Coś bardzo prostego dla brzucha małego, czyli jajecznica z żółtek według kuchni pięciu przemian, a także... Lato o smaku i zapachu morskiej wody oraz piachu

Czy ktoś mi powie jak długo żyją wspomnienia w jedenastomiesięcznej głowie? Coś mi się wydaje, że są strasznie ulotne i żyją zaledwie chwilę, krócej niż motyle ... a gdyby tylko miały szansę przetrwać, gdyby mogły wprowadzić się do hipokampa i zamieszkać w nim na stałe ... hmmm byłoby wspaniale. I tak oto żyłoby sobie na przykład lata wspomnienie ... po cichutku, gdzieś w pamięci, w jej najdalszym zakątku, nie przeszkadzając wcale dzieciątku. Dzieciątko spokojnie by sobie rosło, w tym czasie wspomnienie pewnikiem kurzem by zarosło, a po nastu latach już dziecię duże, przy odkurzaniu pamięci, natknęłoby się na nie ... Jakie by wspomnienie było? Dobre niesłychanie - o bardzo wyraźnym smaku i zapachu morskiej wody oraz piachu. 
Póki co w Elżbietkowej głowie nie ma jeszcze miejsca dla takich wspomnień ... jeszcze w niej za ciasno, jeszcze się mieszkanko dla jej własnych wspomnień buduje. Dlatego wspomnienie, które z Elżbietkowej głowy uleciało złapaliśmy, sfotografowaliśmy, zapisaliśmy... niech teraz zamieszka w nas, niech się zadomowi ... za kilka lat o wszystkim opowiemy Elkowi.





 Za kilka lat, bo teraz nie czas na gadanie ... teraz przyszedł czas na gotowanie. (I tak oto z tematu lekuchno sentymentalnego przechodzimy do bardziej przyziemnego - jajecznego.)


Niżej cytuję przepis w całości pochodzący z książki Moniki Biblis i Magdaleny Dudek pt. "Kuchnia pięciu przemian dla dzieci zdrowych i alergicznych" 

Jajecznica z żółtek 

Dla kogo:
- dzieci zdrowe - po 10. miesiącu życia,
- dzieci z lekką alergią (tolerujące żółtko) - po 10. miesiącu życia,
- dzieci z mocną alergią (np. ciężkim azs) - od 1,5 roku życia,
- dzieci z astmą - od drugiego roku życia,
- mamy karmiące.
Pora roku:
- cały rok.

O - Na małą patelkę wlej 2 łyżeczki wrzątku,
Z - dodaj odrobinę oliwy z oliwek i wlej 1 żółtko,
M - dodaj małą szczyptę pieprzu czarnego,
W - trochę soli do smaku, chwilę mieszaj,
D - dodaj parę kropli soku z cytryny,
O - szczyptę kurkumy.

Podajemy dziecku z kromką chleba (lub na kromce).









czwartek, 7 lipca 2011

Sernik z czereśniami na spodzie z oreo oraz ... Niech się dziecina porządnie zaciągnie

Niech się dziecina porządnie zaciągnie, niech się sztachnie ładnie, bo na śląsku tego nie rozprowadzają ... tak sobie pomyśleliśmy i postanowiliśmy, że zaciągać się będziemy całą rodziną w Rowach (nie, nie przydrożnych) . Jutro zatem wyjeżdżamy, żeby wziąć kilka głębokich machów. Już nam się do wyjazdu pali i trochę całą akcję przeżywamy, bo to będzie pierwszy raz naszej córki. Nawet perspektywa zbierających się czarnych chmur (i nie mam tu na myśli chmur dymu) nas nie odstrasza, bo najważniejsze w tej wyprawie jest to, żeby zaciąganie odbywało się w dobrym towarzystwie i klimacie - słońce palić nie musi. Jak już dojedziemy, walniemy się w Rowach a konkretnie na plaży i sztachniemy się jodem. Dalibyśmy wam macha, gdyby to było możliwe, ale skoro nie jest, to poczęstujemy was za chwilę przepisem na pyszny sernik.

Widzimy się na blogu 18 lipca, więc teraz, na do widzenia (jak zwykle oblepiona cząstkami jedzenia i wcale nie od niechcenia) pomacha wam Ela vel Karmela.



Sernik z czereśniami na spodzie z oreo
(masę serową zrobiliśmy według przepisu Jamiego Olivera)

250 g ciastek oreo (razem z masą) plus 8 (bez masy) do dekoracji
100 g masła 
1 laska wanilii lub 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
600 g serka kremowego (ja użyłam - zwyczajowo - sera ulubionego z Wielunia)
150 g drobnego cukru kryształu (równie dobrze może być cukier puder)
1 cytryna
1 pomarańcza (tym razem pominęliśmy)
300 ml śmietany kremówki
500 g czereśni

Przygotowanie spodu
  
Ciastka oreo zawijamy w papier do pieczenia a następnie rozgniatamy je wałkiem na bardzo drobne okruchy.

Pokruszone ciastka mieszamy z miękkim masłem.

Tak przygotowany spód rozkładamy w małej tortownicy o średnicy 20 cm, dociskając dokładnie do dna.

Przygotowanie masy

Jeśli dodajemy wanilię w postaci laski, przekrawamy ją wzdłuż na pół, delikatnie przeciągamy nożem wzdłuż jej wnętrza, aby wybrać nasiona.

Przekładamy do miski cały ser i dodajemy do niego nasiona wanilii lub ekstrakt z wanilii, cukier, startą skórkę z cytryny i pomarańczy oraz sok z całej cytryny. Całość dokładnie mieszamy.

W drugiej misce ubijamy śmietanę, tak aby układała się w miękkie "pagórki".

Przekładamy pół śmietany do sera i mieszamy. Następnie przekładamy resztę śmietany i ponownie mieszamy.

Kiedy wszystkie składniki dobrze się połączą, przekładamy masę na spód. Wstawiamy sernik do lodówki (najlepiej na całą noc).

Tuż przed podaniem dekorujemy sernik pozbawionymi pestkami czereśniami, pokruszonymi ciastkami oreo i listkami mięty.

Smacznego! 








wtorek, 5 lipca 2011

Dla bobasów w wieku Elki duszone pomidorki, cukinia i makaronowe muszelki oraz ... Zdeptana i olana

Myśleliście kiedyś o tym jak wiele musi znosić każdego dnia? Zastanawialiście się nad tym jak bardzo musi być wytrzymała i jak bardzo musi być twarda? Chyba nikt nad tym nie kontempluje (no może poza jakimś wrażliwym przedstawicielem branży budowlanej i lekko szurniętą Mamąeli). Ludzie zazwyczaj mają ważniejsze tematy do rozmyślań, ale mnie poruszył jej los - codziennie deptanej podłogi, która zazwyczaj przez wszystkich mentalnie olewana, dziś została przez Elkę olana centralnie i namacalnie ... o zgrozo i to czem?! Moczem! Co zrobiła Mamaeli? Mamaeli zniżyła się do poziomu podłogi - zeszła do partetu, następnie pogłaskała posadzkę ściereczką i oddaliła się z córeczką ...  W trakcie oddalania nie zaprzestała jednak deptania, myśląc - karmą podłogi jest bycie deptaną przez nogi a karmą mamusi jest sprzątanie po córusi.

Duszone pomidorki, cukinia i makaronowe muszelki
(U nas po 10 miesiącu)

Pewnego dnia zobaczyliśmy Jerzyka, który zajadał owe danie i najzwyczajniej w świecie mu pozazdrościliśmy, dlatego wydębiliśmy przepis od Jerzykowej mamy :D. Danie lekko zmodyfikowaliśmy i ugotowaliśmy. Już nie zazdrościmy ;).

porcja makaronu (u nas były muszelki)
1/3 łyżeczki słodkiej mielonej papryki 
6 małych pomidorków
1 cukinia
1 łyżka wody 
2 łyżki soku z cytryny
1 ząbek czosnku
1 łyżka oliwy
kilka listków bazylii
1/2 kulki mozzarelli
kawałeczek ugotowanego mięsa (opcjonalnie)

Przygotowanie 

Makaron gotujemy zgodnie z instrukcją na opakowaniu.

Cukinię obieramy, kroimy w plasterki a następnie w słupki.

Pomidory obieramy ze skórki, kroimy w paseczki.

Na patelnię wlewamy łyżkę oleju, po chwili wrzucamy pomidory, cukinię, wyciśnięty ząbek czosnku, posiekane drobno listki bazylii, paprykę, wlewamy łyżkę wody i 2 łyżki soku z cytryny. Całość mieszamy i dusimy około 20 - 30 minut.

Po upływie 20-30 minut danie jest gotowe. Do uduszonych warzyw dodajemy pokrojoną mozzarellę , mięsko i makaron.

To danie może z powodzeniem zjeść reszta rodziny. Trzeba tylko pamiętać, żeby zwiększyć porcje składników, ... bo może dla wszystkich nie wystarczyć. Rodzice mogą posolić, popieprzyć, dodać więcej czosnku.



niedziela, 3 lipca 2011

Ja wam pokażę! (babci Eli kluski na parze) oraz ... Poszukiwany, poszukiwana

Miało nas przez dwa najbliższe tygodnie nie być, mieliśmy być w innej (bezinternetowej) przestrzeni, ale okazało się, że internet póki co mamy, więc ... trzy, dwa, jeden - zaczynamy :).

Sami do końca nie wiedzieliśmy kogo szukaliśmy, bo nigdy nie poznaliśmy jej/jego płci. Nie dociekaliśmy kim zwierzę było, szanowaliśmy jego tajemnicę skrywaną pod żółtą, gumową warstwą opierzenia, z resztą płeć nigdy nie miała dla nas znaczenia. Ważne było, że kaczoruszka Eli dotrzymuje towarzystwa w kąpieli. Tak było...wszystkim było miło. Potem kaczoruszka zaginęła. Podejrzewaliśmy przez chwilę, że uciekła przed Elą , że Ela została przez nią uznana za dręczyciela, że zabawy naszej córy były dla niej jak tortury ... to by się zgadzało, bo w zwyczaju miała Ela masować sobie dziąsła jej głową i kuperkiem z naciskiem szczęk godnym rottweilera (raczej takiego bardzo osłabionego, ledwo zipiącego). Kaczoruszka jednak nie zbiegła, nie została też porwana - została tak po prostu ... zapomniana. Jakiś czas temu była z nami na wycieczce u dziadków Eli i tam już została, bo Mamaeli jej nie spakowała. Zrozumieliśmy to, gdyśmy do dziadków przyjechali i spostrzegli  ... jej żółte ciało ... a raczej to, co z niego pozostało ... Jak się okazało uszło z niej z ostatnim piskiem życie po spotkaniu z psiną - naprawdę bardzo łagodną zwierzyną.

Oto ostatnie zdjęcie kaczoruszki ...



A teraz wam pokażę kluski na parze. Wiem, wiem zwłoki i jedzenie to dość niefortunne połączenie ;)


Kluski na parze babci Eli 

50 dkg mąki pszennej tortowej
3 dkg świeżych drożdży
1 łyżka cukru
2 jajka
około 400 ml mleka
spora szczypta soli

Przygotowanie
  
Drożdże mieszamy w kubku z kilkoma łyżkami ciepłego mleka, łyżką cukru, łyżką i mąki. Tak przygotowany rozczyn odstawiamy w ciepłe miejsce i czekamy około kilku minut aż rozczyn wyrośnie.

Do dużej miski wsypujemy mąkę, sól, cukier, dodajemy rozczyn, jajka, wlewamy ciepłe mleko i wyrabiamy ciasto. (Ciasto nie powinno być zbyt gęste). Miskę przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na około 30 minut. (Ciasto powinno podwoić swoją objętość).

Stolnicę podsypujemy mąką.

Po upływie 30 minut odrywamy kolejno po kawałku ciasta, każdy kawałek rozwałkowujemy na grubość około 2 cm i szklanką wykrawamy krążki.

Do dużego garnka wlewamy wodę, przykrywamy gazą i obwiązujemy dookoła gumką. 

Wodę gotujemy, po zagotowaniu układamy na gazie kilka sztuk drożdżowych krążków, następnie przykrywamy metalową miską i gotujemy 7-8 minut.

Po upływie 7 - 8 minut delikatnie podnosimy miskę, tak by skroplona para nie spadała na kluski.

Kluski podajemy z .... z czym nam się spodoba :). (U nas tradycyjnie kluski podawane są z sosem jagodowym.)