Matuchna to bardzo dziwne stworzenie. Już samo przyjście na świat matuchny jest bardzo nietypowe ... Matuchna rodzi się bowiem w chwili, gdy zaczyna kochać dziecko ... Wcześniej matuchny nie ma, wcześniej jest człowiek w wydaniu bardzo niemęskim, czyli żeńskim ... Tak oto rodzi się matuchna jednocześnie w jego sercu oraz w jego głowie i zaraz po przyjściu na świat w owe narządy wprowadza swe rządy ... Zajmuje się matuchna całe dnie i całe noce wyczulaniem serca dużego człowieka na małego człeka i większości myślom nakazuje biec bardzo prędko w jego stronę. W wyniku tych działań głowa kobiety jest w większości czasu zajęta myśleniem o dziecku a jej serce robi się wyjątkowo czułe. Tak czułe, że doprowadzić ją do łez jest w stanie nawet gestykulująca dziecina.
I to kochani zaczytani dzisiaj mi się przytrafiło :D. Matuchna, która we mnie od kilkunastu miesięcy siedzi, tak wyczuliła moje serducho, że się popłakałam na widok odmachującej do mnie mojej małej Eli vel Karmeli.
Czas się zebrać do kupy ( ups ... może kupa to słowo nie na miejscu, z racji tego, że zaraz będzie o jedzeniu ... trudno ;)) i zrobić coś naprawdę smakowego.
Pasta z ciecierzycy i nasionek
(U nas po 10 miesiącu)
(U nas po 10 miesiącu)
3 garście ciecierzycy
2 garście sezamu
2 garście słonecznika
3 łyżeczki masła
odrobina wody
( W wersji po tuningu dla trochę starszych dodałam sól do smaku. )
Przygotowanie
Ciecierzycę namaczamy na noc. Rano odcedzamy i gotujemy około 2 godzin.
Ugotowaną ciecierzycę odcedzamy, pozostawiamy do ostygnięcia i wyschnięcia.
Sezam oraz słonecznik płuczemy i prażymy na patelni na lekko brązowy kolor.
Ciecierzycę, słonecznik i sezam mielimy ( zmieliłam w młynku do kawy, bo ten poradził sobie lepiej niż mój mikserek kubełek :) ).
Do zmiksowanej ciecierzycy i nasion dodajemy masło oraz wodę i mieszamy do uzyskania kremowej konsystencji.
Podajemy na chlebie. ( My, rodzice Elki, przegryzaliśmy korniszonem - rewelacja)
Aaaaaaaaaa..... jakoś mi się cholernie lubi czytać Ciebie;)
OdpowiedzUsuńprawda, Dzieci są nieustającym źródłem wzruszeń i zachwytu:)
OdpowiedzUsuńElek ma piękne włosięta! a właściwie włosy, bo włosięta to ma moje Dziecię;)
A jak ciecierzyca smakuje? Podobna do czegoś jest? W życiu nie jadłam, mam ochotę się skusić!
OdpowiedzUsuńSylvio są oczęta, mogą być i włosięta - podoba mi się :).
OdpowiedzUsuńWitaj Sz :). Ciecierzyca w smaku to dla mnie coś pomiędzy grochem a fasolą i podobnie jak one jest dość mączna. Warto ją zaprosić do stołu i dać jej szansę.
Zezullo, chyba się powtarzam, ale co mi tam, w końcu jestem u siebie :) ... Wzajemnie kobietko!
OdpowiedzUsuńja też kocham Twoje pisanie i zdjęcia Eli zajadającej co jej zrobisz! :D
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa, ... ale się słodko zrobiło ... (ja tam jednak lubię słodycz ;), za dziegciem nie przepadam :D.
OdpowiedzUsuńTrafiłam przypadkiem na ten bloog, ale nie mogę się oderwać, świetnie się czyta, podziwiam za pomysłowość i gratuluję pozytywnej energii pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńInternet jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiadomo na co się trafi :D ... trafiłaś na nas ... nie gryziemy, za to smakujemy to i owo :D. (W sumie to gryziemy, ale za ludźmi nie przepadamy ... kurczę zakręciłam ... przepadamy, ale nie w sensie kulinarnym:)). Dziękujemy za odwiedziny!
OdpowiedzUsuńwitam :) a ciecierzyca nie zmielona dziecku pasi?
OdpowiedzUsuńCiecierzycę moczoną przez całą noc i gotowaną do miękkości jadła moja Ela - rozgryzała ją zębami i miażdżyła dziąsłami bez większych problemów. Bawiła się ciecierzycą przekładając ją z blatu do miseczki i zjadła w ten sposób kilka sztuk. Powinna pasić :).
OdpowiedzUsuń