Do tej pory nikt z nas się do niej nie odzywał (Tataeli twierdził zawsze, że jest zimna i że wieje od niej chłodem). Nikt też nie wsłuchiwał się w jej irytujące stękania i pojękiwania. Przywykliśmy do tych dźwięków i do tego, że zawsze stoi w rogu kuchni, że jak człowiek chce, to o każdej porze może do niej zajrzeć, coś zawsze z niej wyciągnąć. Wprawdzie nie tylko braliśmy, także w nią pakowaliśmy, ale nigdy, przenigdy nie wsłuchiwaliśmy się, co ma nam lodówka do powiedzenia. Ignorowaliśmy irytujące dźwięki a ona uparcie mówiła - nawet w nocy. Szukała zrozumienia? Szukała pomocy? Nie dostrzegliśmy w lodówce człowieka ... Ela ujrzała albo ... usłyszała - w nocy, gdzieś koło północy. Lodówka zagaiła, Ela podchwyciła i w końcu sobie sprzęt kuchenny chłodząco-mrożący uciął pierwszą w życiu rozmowę z Elą Karmelą - lodówki kumpelą. Ela - lodówki kumpela tak się zaangażowała w rozmowę, że nas obudziła ... i już nie spaliśmy, słuchaliśmy ...i cichutko się śmialiśmy.
Następnego dnia mama, choć lekko niewyspana, coś z lodówki wyjęła, następnie ugotowała i dziecinie podała.
Spaghetti buraczkowo-szpinakowe z prażonym mielonym słonecznikiem
(U nas po 10 miesiącu)
3 małe buraczki
4 porcje mrożonego szpinaku
1 ząbek czosnku
1 łyżka słonecznika
1 łyżeczka masła
kilka kropli soku z cytryny
szczypta soli (opcjonalnie)
porcja makaronu typu spaghetti
kawałeczek ugotowanego mięsa
Przygotowanie
Makaron gotujemy zgodnie z instrukcją na opakowaniu.
Buraczki gotujemy i trzemy na najmniejszych oczkach.
W małym rondelku rozmrażamy szpinak na małym ogniu, dodajemy mały ząbek zmiażdżonego czosnku i gotujemy szpinak kilka minut, ciągle mieszając, by nie przywarł do dna.
Słonecznik płuczemy, następnie prażymy do czasu aż słonecznik zacznie się nieco rumienić. Uprażony słonecznik mielimy w młynku do kawy.
Szpinak mieszamy ze startymi buraczkami, łyżeczką masła, kilkoma kroplami cytryny i ze zmielonym słonecznikiem.
(Wyjeżdżamy na wakacje. Do zobaczenia za 2 tygodnie!)