Najpierw muszę o musze - potem mogę o chlebie :).
Przyfrunęła pewna maleńka do okienka. Przycupnęła. Skrzydłem nieśmiało machnęła raz, drugi
... i ...
swą obecnością sprawiła, że się dziewuszka wystraszyła. Ale tak się WYS - TRA - SZY - ŁA, że rodzicielka zaczęła podejrzewać u Elka fobię na owady. Zatem, by Elkowy stan lękowy się nie pogłębiał i by po każdym spotkaniu dziewuszki z mumami (czyt. z muchami) Mamaelki nie była zmuszona mierzyć się z baaaardzo głośnymi objawami lęku u córki - Mamaelki zdecydowała, że zacznie oswajać dziewuszkę z owadami ... ilustracjami. Pomyślała sobie, ... że skoro na nią samą ilustracje Emilii Dziubak (klik) działają tak bardzo kojąco, to może na córę też podziałają ... uspokajająco ;). Jak Mamaelki wymyśliła, tak zrobiła. Posadziła zatem Elkę na kolanach i zaczęła oswajanie przez:
much oglądanie,
delikatne głaskanie (wsadzanie palca w oko zaliczamy do głaskania ;))
oraz przytulanie.
Oswajanie przez czytanie Mamaelki sobie odpuściła, bo do pięknej, ale trudnej treści książeczki rozum Eleczki jeszcze nie dorósł. Kiedy już dorośnie, będziemy Elce czytać bajkę o muszce Jętce - bohaterce "W pogoni za życiem" a ... wtedy wielka już Elka pewnie zacznie zadawać bardzo trudne pytania odnośnie życia i umierania.
Teraz tylko oglądamy, muchy oswajamy i ...
zajadamy się chlebem.
Chleb żytni na miodzie
1/2 kg zakwasu
1/2 kg mąki żytniej (typ 720)
ok. 1 szklanka wody
1 płaska łyżka soli
1 łyżka miodu
Przygotowanie
W pięciodniowym zakwasie (klik) namnożyło się już tyle drożdży, że ich ilość spokojnie wystarczy do udźwignięcia ciasta bez dodatkowych spulchniaczy, dlatego możemy go spokojnie użyć do wypieku pierwszego chleba. W tym celu 500 g wyhodowanego zakwasu przekładamy do dużej miski, a pozostałe 100 g przekładamy do słoika. (Niech słoik będzie większy niż mniejszy, bo zakwas, nim uśnie w lodówce, będzie rósł i ze słoika będzie próbował wyjść.) Te 100 g zdeponowane w lodówce przyda się przy następnym pieczeniu chleba!
1/2 kg zakwasu
1/2 kg mąki żytniej (typ 720)
ok. 1 szklanka wody
1 płaska łyżka soli
1 łyżka miodu
Przygotowanie
W pięciodniowym zakwasie (klik) namnożyło się już tyle drożdży, że ich ilość spokojnie wystarczy do udźwignięcia ciasta bez dodatkowych spulchniaczy, dlatego możemy go spokojnie użyć do wypieku pierwszego chleba. W tym celu 500 g wyhodowanego zakwasu przekładamy do dużej miski, a pozostałe 100 g przekładamy do słoika. (Niech słoik będzie większy niż mniejszy, bo zakwas, nim uśnie w lodówce, będzie rósł i ze słoika będzie próbował wyjść.) Te 100 g zdeponowane w lodówce przyda się przy następnym pieczeniu chleba!
Wszystkie składniki ze sobą łączymy
i dokładnie wyrabiamy ciasto ... (z sercem, koniecznie z sercem :)). Nie zniechęcamy się tym, że ciasto będzie się do nas baaardzo lepiło.
Wyrobione ciasto odstawiamy na 20 minut do nagrzanego (do 40 stopni) piekarnika. Jeśli w piekarniku mamy funkcję wyrastania ciasta możemy z niej skorzystać.
Po upływie 20 minut wyrabiamy ciasto raz jeszcze. (Przy kolejnych pieczeniach, kiedy zakwas będzie silniejszy, nie trzeba będzie dodatkowo wyrabiać ciasta.)
Następnie przekładamy ciasto zwilżonymi dłońmi do formy (ok. 1/2 wysokości), wyłożonej wcześniej papierem do pieczenia. (Najczęściej chleb piekę w podłużnej formie keksowej.)
Ciasto wygładzamy zwilżonymi dłońmi.
Chleb pozostawiamy do wyrośnięcia w ciepłym miejscu na 5 godzin. (Nasłoneczniony parapet będzie dobrym miejscem dla rosnącego chleba. Czasem chleb potrzebuje nawet 7 godzin, żeby sobie spokojnie wyrosnąć.)
W trakcie wyrastania chleba możemy zwilżać go wodą, by skórka po upieczeniu nie była zbyt twarda. (Nam twarda nie przeszkadza :).
Po upływie ok. 5 godzin, gdy chleb podwoi swoją objętość, nagrzewamy piekarnik do 200 stopni, zwilżamy chleb wodą i pieczemy go przez około 70 minut. (Chleb piekę na środkowej szynie przy włączonej górnej oraz dolnej grzałce, bez termoobiegu. )
Po upływie ok. 70 minut (każdy piekarnik jest inny, więc trudno podać dokładny czas) wyjmujemy chleb z piekarnika i smarujemy go wodą, by nadać mu połysk. (Chleb po posmarowaniu wodą nieco ściemnieje :)). Następnie wyjmujemy go z formy, odklejamy od niego papier i pozostawiamy do ostygnięcia (koniecznie na ruszcie, by z każdej strony był dopływ powietrza, tak by chleb mógł odparować).
Smacznego! Udanych wypieków!
muchę chcemy :)
OdpowiedzUsuńA na chleb narobiłaś nam smaka i na pewno wypróbujemy
Mucha rewelacja! (chlebek też :D)
Usuńa mój zakwas powołany do życia w niedzielę szaaaallllleeeejjjjeeeee :) Dziś po karmieniu chciał uciec z pojemnika :)
OdpowiedzUsuńAgnieszko, czyli jest imprezka - bąbelki i te sprawy ;) ... świetnie, że żyjątka mają się dobrze :).
Usuńno mam nadzieję, że ucieczka nie była spowodowana złymi warunkami bytowymi :). W piątek piekę :). Tylko się zastanawiam czy aby na pewno ten nowy domownik jest na tyle silny że nie potrzebuje drożdży? Boję się że mi pierwszy chlebuś nie wyjdzie i się zniechęcę.
UsuńSkoro chciał uciec, to znaczy, że ma siłę :). Pierwsze chleby nie są imponujące (jeśli chodzi o wielkość), są jednak naprawdę smaczne. Pomyśl sobie, jaka będzie radocha z tego, że od A do Z zrobiłaś chleb sama, nie pomagając sobie drożdżami sklepowymi.
UsuńTrzymam kciuki, żeby wyszedł! Z całych sił trzymam!
Chlebek wygląda rewelacyjnie! :) A Elka widzę super pomocnica! :) Buziaki dziewczyny!
OdpowiedzUsuńPrzelewanie,przesypywanie jest tym, co teraz zajmuję ją bardzo :).
UsuńMamoElki, zdjęcie z wtykniętym paluchem w oko Jętki niesamowite:D w ogóle piękności tu u Was!
OdpowiedzUsuń:)
UsuńRzęsy Eli mhmmmm, długaśne i cudowne. Oj będzie uwodzić w przyszłości. Tataeli będzie miał co robić. Ja też założyłam hodowlę w domu. Wczoraj gdy dokarmiałam i otulałam pojemnik z zakwasem by było mu ciepło, mąż mój stwierdził, że opiekuję się nim (znaczy zakwasem) jak dzieckiem!
OdpowiedzUsuńBo coś w tym jest - człowiek dogląda, karmi, dba, żeby nie zmarzł i patrzy jak rośnie :D (a rośnie w oczach ;).
UsuńBoje sie pajakow. Bardzo. Nie mniej maciezynstwo sprawilo ze nie uciekam do drugiego pokoju i wolam o pomoc, ale siegam po obuwie. Raz nawet rozdeptalam jednego gola stopa, bo pedzil w kierunku Mili. Myslalam ze sie nie domyje :o. A pajaki sa u nas sporawe. Ostatnio mielismy ogromne bydle pod sufitem, wiec musialam uzyc krzesla zeby sie wspiac. Na pytajace spojrzenie Mili powiedzialam ze Mama musiala zabic pajaka. Chodzila pozniej, plaskala w sciany i mowila zabic pajaka, zabic pajaka :D
OdpowiedzUsuńA Chlebus piekny!
Taki mały Kil mil ;D.
UsuńGeneralnie nie mam problemu z owadami i jak się pojawiają, wypraszam je za okno - Elka za to histerycznie reaguje na pająki, mrówki i muchy :/ (pewnie jej minie).
Kupiliśmy jej zjeżdżalnię na ogródek (żółtą), jak ją latem obsiądą małe czarne muszki, to będziemy mieć jazdę :D ..., a do wyboru była jeszcze różowa (Ożeż!)
Jest nadzieja, że nie obsiądą, albo Elce Muszelce już przejdzie... A żółta przecież pięęękna, a różowa... niee ;)
UsuńChlebek cudo! I ten post mnie przekonał zupełnie. Zaczynamy dziś namnażanie mikroorganizmów :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że Emmie się spodoba! Będzie sama dokarmiała, patrzyła na efekty karmienia ..., by na końcu efekty pod postacią chleba pożreć ;).
UsuńZa ten chlebek i za całą resztę! http://wpogonizae.blogspot.com/2012/04/wroznienie.html
UsuńNo a tak poza tym, to piękne ilustracje! Też chcę! A chlebek - bebek wygląda przepysznie!!!
OdpowiedzUsuńŚciskamy!
Ilustracje rozkładają mnie na łopatki - acham i ocham do nich. Uwielbiam je! Historia też piękna, dlatego warto mieć tę książkę.
Usuń(Chlebek też warto mieć :)).
A napiszesz jeszcze potem jak te 100g rozmnożyć żeby upiec kolejny chleb?
OdpowiedzUsuńNapiszę, napiszę :).
UsuńCudowny chleb Kochana! Piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to oswajanie much poprzez oglądanie ilustracji :).
Uściski serdeczne dla Was :*
Nawet mam wrażenie,że trochę pomaga :).
UsuńFajnie, że jest o chlebku!!! może zrobimy jeden z miodkiem na święta - jutro pieczenie. Ale chyba tylko chlebek, miała być jeszcze baba ale z dzieciakami w domu chyba nie dam rady :(
OdpowiedzUsuńMałżon - bo to on te cudeńka tzn. chleby zawsze robi - straszliwie rozpieszcza ten zakwas bo najpierw karmi go wieczorem, na noc, a rano dopiero piecze. Ale twoja wersja jest mało wymagająca, szybka i w razie zapomnienia się wieczornego, tudzież zaśnięcia razem z którąś niesforną dzieciną, można rano spokojnie do pieczenia się zabrać.
Buziaczki
Nieee!!! :D To przepis na pierwszy chleb, na chleb robiony na pięciodniowym, młodym zakwasie i w tym wypadku sprawa ma się nieco inaczej :). Następny post będzie dotyczył chleba robionego na silnym zakwasie - wtedy napiszę co i jak :). Ale rzeczywiście - małżon może wyjąć słoiczek z zakwasem z lodówki rano (ok. godz. 7), dokarmić tak jak zwykle, odczekać około 9 godzin (będzie gdzieś godz. 16), zarobić chleb (tylko raz), przełożyć do foremki, odczekać zwyczajowo kilka godzin aż chleb urośnie i ok. 21. może piec :D. Ja robię różnie, w zależności od planów na ten konkretny dzień, w którym chcę piec - albo dokarmiam zakwas wieczorem i rano zarabiam chleb, albo dokarmiam zakwas z samego rana, po południu zarabiam chleb i wieczorem piekę :).
Usuńtaki laik z mnie ;)
Usuńa swoją drogą - myślisz, ze jak zacznę się tak oswajać z robaczkami, to którego dnia przestanę się ich bać, bo w tej naszej urochęj "mieścinie" pełno się ich pałęta :D
OdpowiedzUsuńKurczę, kto wie ;). Można spróbować - skombinuj jakiś atlas z robaczkami i zaczynaj sesje terapeutyczne :D. Poprzytulaj się do nich, pogłaszcz i ... może to pomoże :D.
Usuńa Małżon byłby mi w stanie kupić taką książeczkę o orzechach ;)
OdpowiedzUsuńOrzechów się boisz ? ;)
Usuńmożna to tak nazwać - paranoicznie boje się że je zjem ;)
UsuńPiękny ten chlebuś! Aż czuję jego zapach :)
OdpowiedzUsuńMamoEli, życzę Wam radosnych i zdrowych świąt, pełnych śmiechu i pysznego jedzonka :*
Dziękujemy pięknie za życzenia i za odwiedziny!
UsuńMamoeli, błagania zanoszę o przepis na drugi chleb :) Tamten wyszedł jak marzenie! Zrobiłam od razu z podwójnych porcji (żeby było więcej) i rozdałam na Święta po rodzinie... a teraz marzy mi się własny bochenek. Zlituj się i podaj proporcje i instrukcje :)
OdpowiedzUsuńMoe tak bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się na upieczenia chleba :). Jeszcze bardziej się cieszę, że chleb się udał! Nic nie pobije smaku własnego chleba, nic. I do tego ta cudowna pewność, że znamy wszystkie jego składniki, że wyrabiany był z miłością, że nie ma w nim ani grama polepszaczy i innej niepotrzebnej chemii :D ... . Post o tym jak postępować z zakwasem, proporcje i instrukcje dotyczące wypieku kolejnego chleba pojawią się wraz z kolejnym postem jeszcze w tym tygodniu. Jeśli jednak jesteś bardzo niecierpliwa zapraszam cię do naszej kuchni na facebooku - tam, pod zdjęciem chleba, odpowiadam na podobne pytanie (trochę chaotycznie, ale przy Eli, w ciągu dnia, trudno zebrać myśli ;)).
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńZaglądam do Waszej kuchni i do Was często, Elżunia jest cudna. Moja Córcia jest w tym samym wieku, więc z doświadczenia wiem jak u Was wesoło :) Pozdrowienia dla Córci.
Bardzo, bardzo długo nosiłam się z zamiarem przygotowania własnego zakwasu, ale dopiero Twój przepis mnie do tego przekonał. Niestety, tak zresztą jak się tego spodziewałam, pojawiły się problemy. Ale zacznę od początku. Przygotowałam zakwas według Twojego Mamoeli przepisu, ale z mąki żytnio - razowej typ 2000, i dzisiaj (czyli 6 dzień) zabrałam się do pieczenia chleba. Ważąc zakwas okazało się, że do odłożenia zostało mi tylko 30 g zakwasu, i tutaj moje pytanie: co ja mam z nim dalej zrobić? Czy dokarmić jeszcze jeden dzień, czy dać mu tydzień i postępować dalej tak jak pisałaś? Bardzo proszę o radę :)
Pozdrawiam
Jeśli dokarmisz go jeszcze jeden dzień, to nic złego mu się nie stanie :). Wybacz, że odpisuję tak późno, ale usypiając Elkę zasnęłam przy niej (pierwszy raz w życiu :)). Powodzenia w pieczeniu!
OdpowiedzUsuńWitam,
Usuńu mnie była dzisiaj pobudka o 4:30 i zabawa. Przynosiła do łóżka książki, zabawki, kredki, kartki. Olka padła dopiero o 13, a ja już nie mogę zapanować nad powiekami :( A do nocy jeszcze daaaleko :)
Dokarmiłam jeszcze ten mój zakwas, zobaczymy czy bidulek da sobie radę. A chlebek, no cóż trochę niedopieczony (chyba dla żytnio - razowego 200 st to za niska temperatura). Ale nie poddam się i będę do skutku (czytaj: przepysznego chleba) próbowała :)
Pozdrawiam
Razowy żytni (taki pieczony na mące żytniej o typie 2000)jest "ciężkim" chlebem i po upieczeniu powinien dobrze odparować - jeśli kroi się go prawie zaraz po upieczeniu będzie się wydawał niedopieczony, ale faktycznie, może mu należy wydłużyć czas pieczenia (każdy piekarnik piecze odrobinę inaczej,dlatego dobrze jest wyjąć razowca z foremki i popukać w spód, jeśli odgłos będzie "głuchy", to będzie znaczyło, że chleb jest wypieczony). Żytni razowy dla małych dzieci nie jest najlepszy, bo jest zbyt ciężkostrawny. Pozdrawiam i służę pomocą :).
OdpowiedzUsuńPS. Pobudki nie zazdraszczam :).
Dokarmiłam zakwas i dzisiaj wygląda dobrze. Mam nadzieję, że kolejna próba będzie pozytywnie zakończona. I oczywiście popukam w spód :) dam znać jak poszło :)
UsuńDzisiaj pobudka o 5:00, mam nadzieję, że to chwilowa zmiana, bo długo tak nie pociągnę :)
Pozdrawiam
W sklepie trudno dostać prawdziwego żytniego razowca ( czyli takiego pieczonego na żytniej 2000) dlatego jak upiecze się samemu i on jest taki ciężki, to człowiek w szoku, że coś z nim nie tak :D. Dostałaś żytnią 720? Czy będziesz próbowała piec pszenno-żytniego razowca?
UsuńA pobudka się niedługo przesunie (wiem z autopsji :D).
UsuńNastawiłam dzisiaj drugi zakwas właśnie na 720 (a co najlepsze okazało się, że miałam mąkę 720 w domu). Nie poddam się z żytnim razowcem, zobaczymy co z tego wyniknie :)
UsuńMoja córuś zasnęła, mnie też się marzy podusia...
Dzięki za rady :)
Już dawno nie jadłem takiego dobrego chlebka :)
OdpowiedzUsuń