Od czasu do czasu bywa się na salonach - no baa...Człowiek - stwór próżny - lubi poobracać się w doborowym towarzystwie mądrzejszych i piękniejszych od niego i trochę uszczknąć z blasku tychże albo w tym blasku zuchwale się wykąpać (łufff). Trochę gorzej jest wtedy, gdy trafi się przypadkiem na salony, gdzie człowiek od prominentnego grona odstaje za bardzo - na tyle, że ni hu hu nie rozumie o czym mądrzejsi rozprawiają, ojojoj - wtedy można się nieźle spocić i z kąpieli w blasku mogą być nici kochani, nici! Wyobraźcie sobie taką oto scenę - jakimś cudem znaleźliście się wśród facetów w garniturach. Wszyscy, poza wami, zajęci są konwersacją. Wy kompletnie nic nie łapiecie, nikt z rzeczonych prominentów nawet w waszym kierunku nie spojrzy a jeśli już, to tylko dlatego, że pomylił was z kelnerem. Co robicie? Zupełnie bezwolnie z jednego z gości zamieniacie się w kelnera i podajecie butelkę. Horror? Horror przez bardzo duże samo Ha.
Wyobraźcie sobie, że ja to przeżyłam :). Na szczęście takich jak ja, nie wystarczająco pięknych i nie wystarczająco mądrych, na salonie było więcej.
Po powrocie do domu musiałam wyładować stres, więc najpierw utopiłam a potem brutalnie zapiekłam wiśnie w cieście. Ulżyło, oj jak ulżyło ;).
Prominenci na salonach |
Clafoutis według Nigelli, czyli wiśnie w cieście utopione i brutalnie zapieczone
2 łyżeczki oleju roślinnego
75 g mąki
50 g drobnego cukru
4 jajka
300 ml mleka 2%
350 g odsączonych drylowanych wiśni (ze słoika, ale nie kompotowych)
cukier puder do posypania
Przygotowanie
Wlewamy olej do małej tortowej foremki, w której będziemy piec clafoutis i wstawamy foremkę do piekarnika nastawionego na 220 stopni.
W dużej misce łączymy mąkę z cukrem i mieszając ręcznie albo mikserem dodajemy po jednym jajku.
Następnie dodajemy mleko.
Kiedy piekarnik rozgrzeje się do odpowiedniej temperatury, mieszamy ciasto z odsączonymi z zalewy wiśniami, otwieramy na chwilę piekarnik, wyjmujemy foremkę, wlewamy do niej ciasto i szybko wstawiamy do piekarnika.
Pieczemy przez 30 minut. Ciasto po upieczeniu opadnie (taka już jego uroda)
Jemy gorące :).
2 łyżeczki oleju roślinnego
75 g mąki
50 g drobnego cukru
4 jajka
300 ml mleka 2%
350 g odsączonych drylowanych wiśni (ze słoika, ale nie kompotowych)
cukier puder do posypania
Przygotowanie
Wlewamy olej do małej tortowej foremki, w której będziemy piec clafoutis i wstawamy foremkę do piekarnika nastawionego na 220 stopni.
W dużej misce łączymy mąkę z cukrem i mieszając ręcznie albo mikserem dodajemy po jednym jajku.
Następnie dodajemy mleko.
Kiedy piekarnik rozgrzeje się do odpowiedniej temperatury, mieszamy ciasto z odsączonymi z zalewy wiśniami, otwieramy na chwilę piekarnik, wyjmujemy foremkę, wlewamy do niej ciasto i szybko wstawiamy do piekarnika.
Pieczemy przez 30 minut. Ciasto po upieczeniu opadnie (taka już jego uroda)
Jemy gorące :).
piękne i na pewno prze-pyszne!Mamoeli, a czy wiśnie w słoiku-niekompotowe kupiłaś w sklepie czy z domowej spiżarni miałaś?
OdpowiedzUsuńa dżentelmeni w garniturach robią wrażenie:)! też chyba udawałabym kernera;)
kelnera-miało być,ale Keka rezyduje właśnie na moich kolanach...:)
OdpowiedzUsuńMiałam w spiżarni słuszny słoik :). Chodzi o to, żeby wiśnie były bardzo winne i jednocześnie cudnie słodkie. Kompotowe, mam wrażenie, mogłyby nie sprostać. Chociaż, kto wie? Dla próby zrobiłam kiedyś Clafoutis z gruszkami kompotowymi i w sumie całkiem niezłe to było...dla mnie jednak ciut za mdłe w smaku. To jajeczne ciasto potrzebuje kontrastu a wiśnie z zalewy wydają się być tu idealne.
OdpowiedzUsuńCałuję Kekę prosto w mały nosek!
OdpowiedzUsuńWygląda cudnie... chyba jutro wypróbuję Twój przepis :) Dzięki za inspirację :)
OdpowiedzUsuńProszę :)
OdpowiedzUsuń