Miało nas przez dwa najbliższe tygodnie nie być, mieliśmy być w innej (bezinternetowej) przestrzeni, ale okazało się, że internet póki co mamy, więc ... trzy, dwa, jeden - zaczynamy :).
Sami do końca nie wiedzieliśmy kogo szukaliśmy, bo nigdy nie poznaliśmy jej/jego płci. Nie dociekaliśmy kim zwierzę było, szanowaliśmy jego tajemnicę skrywaną pod żółtą, gumową warstwą opierzenia, z resztą płeć nigdy nie miała dla nas znaczenia. Ważne było, że kaczoruszka Eli dotrzymuje towarzystwa w kąpieli. Tak było...wszystkim było miło. Potem kaczoruszka zaginęła. Podejrzewaliśmy przez chwilę, że uciekła przed Elą , że Ela została przez nią uznana za dręczyciela, że zabawy naszej córy były dla niej jak tortury ... to by się zgadzało, bo w zwyczaju miała Ela masować sobie dziąsła jej głową i kuperkiem z naciskiem szczęk godnym rottweilera (raczej takiego bardzo osłabionego, ledwo zipiącego). Kaczoruszka jednak nie zbiegła, nie została też porwana - została tak po prostu ... zapomniana. Jakiś czas temu była z nami na wycieczce u dziadków Eli i tam już została, bo Mamaeli jej nie spakowała. Zrozumieliśmy to, gdyśmy do dziadków przyjechali i spostrzegli ... jej żółte ciało ... a raczej to, co z niego pozostało ... Jak się okazało uszło z niej z ostatnim piskiem życie po spotkaniu z psiną - naprawdę bardzo łagodną zwierzyną.
Oto ostatnie zdjęcie kaczoruszki ...
A teraz wam pokażę kluski na parze. Wiem, wiem zwłoki i jedzenie to dość niefortunne połączenie ;)
Kluski na parze babci Eli
50 dkg mąki pszennej tortowej
3 dkg świeżych drożdży
1 łyżka cukru
2 jajka
około 400 ml mleka
spora szczypta soli
Przygotowanie
Drożdże mieszamy w kubku z kilkoma łyżkami ciepłego mleka, łyżką cukru, łyżką i mąki. Tak przygotowany rozczyn odstawiamy w ciepłe miejsce i czekamy około kilku minut aż rozczyn wyrośnie.
Do dużej miski wsypujemy mąkę, sól, cukier, dodajemy rozczyn, jajka, wlewamy ciepłe mleko i wyrabiamy ciasto. (Ciasto nie powinno być zbyt gęste). Miskę przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na około 30 minut. (Ciasto powinno podwoić swoją objętość).
Stolnicę podsypujemy mąką.
Po upływie 30 minut odrywamy kolejno po kawałku ciasta, każdy kawałek rozwałkowujemy na grubość około 2 cm i szklanką wykrawamy krążki.
Do dużego garnka wlewamy wodę, przykrywamy gazą i obwiązujemy dookoła gumką.
Wodę gotujemy, po zagotowaniu układamy na gazie kilka sztuk drożdżowych krążków, następnie przykrywamy metalową miską i gotujemy 7-8 minut.
Po upływie 7 - 8 minut delikatnie podnosimy miskę, tak by skroplona para nie spadała na kluski.
Kluski podajemy z .... z czym nam się spodoba :). (U nas tradycyjnie kluski podawane są z sosem jagodowym.)
A gdzie jedząca Ella? Brak Jej tu 'efidętnie'!
OdpowiedzUsuńU mnie też zawsze pampuchy z jagodami zapodajemy:D
Aż mi się zachciało, kurde... I coś Waćpani narobiła? :D
oooooooo matko! kluski na parze to moje najpiękniejsze wspomnienia dzieciństwa! pięknie wyglądają i ten sosik jagodowy no bóstwa! Elki zajadającej kluche ze smakiem naprawde brak:D
OdpowiedzUsuńszkoda, że dopiero teraz trafiłam na ten blog :) muszę przewertować archiwum i ugotować mnóstwo pyszności mojej Ewce :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńmmm mniammmm!
OdpowiedzUsuńja w takich gustuje ale reszta rodziny woli na słono..
Czytam, czytam i myślę: kaczucha na pewno znalazła się w odkurzaczu:D No, w sumie psa też można uznać za odkurzacz;)
OdpowiedzUsuńYael i Sandrulo Elki brak, bo nie dałam jej takiej świeżej drożdżowej kluchy (zła matka ;)) ... jeszcze posmakuje.
OdpowiedzUsuńSandrulo to też moje cudowne wspomnienie. Mama robiła z 3 kg mąki dla nas i dla wakacyjnych gości. Jedliśmy bez opamiętania :). Teraz jesteśmy przez tydzień u rodziców w odwiedzinach, więc kluchy wakacyjną porą musiały być obowiązkowo.
Witaj Olgo i Ewo :).
Gosiu było mniam, było :).
Zezullo kaczoruchę zaatakował Tofik - labrador moich rodziców :). Odkurzacza psina się boi :D.
Mamoeli,
OdpowiedzUsuńJa Cię chyba "znielubię" Co przepis to wypróbowuje ;-) Jak tak dalej pójdzie to przepłacę to nadwagą ;-) Pyzy drożdżowe z sosem jagodowym - nigdy by mi do głowy nie przyszło, że można je jeść na słodko. My jemy z sosem myśliwskim. Na pewno wypróbuje i za przepis serdecznie dziękuje.
Dołączam się do zbolałych z braku fotki ślicznotki;-) Elka jest cudownym ukoronowaniem każdego dania ;-)
Pozdrawiam
Ewa
Kluski na parze! I mam obiad dla Chłopca na dziś:) To też smak mojego dzieciństwa (babcia często nam robiła) ale nigdy sama ich nie przygotowywałam...czas to nadrobić:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńO niebo lepsze od sklepowych :). Smacznego wam życzę! Pozdrawiamy również!
OdpowiedzUsuń